Warkot silnika samochodu rozniósł się echem wśród pustych
ulic Nowego Jorku. Po chwili znów zapadła głucha cisza. Spokojna a zarazem
przerażająca. Kryjąca pod swoją płachtą miliony bezdomnych, tysiące śmierci,
setki zbrodniarzy.
Wydarzenia sprzed kilku godzin przewijały się przez moją podświadomość. Oparłam
się głową o balustradę schodów pożarowych, próbując schłodzić swoje rozgrzane
czoło. Przymknęłam powieki i odetchnęłam głęboko. Siedziałam tam dość długo,
dlatego powoli podciągnęłam nogi i podniosłam się. Jeszcze raz wzrokiem
przejechałam po pustych ulicach i westchnęłam. Życie było dla mnie zbyt
skomplikowane.
- Możemy porozmawiać? – usłyszałam ciepły głos Justina za swoimi plecami.
Zdusiłam w sobie chęć odwarknięcia, żeby zostawił mnie w spokoju. Odwróciłam się w jego stronę i wstrzymałam
oddech. Jego potargane włosy unosiły się
ku górze. Na twarzy widniał smutny uśmiech a oczy wyrażały przerażenie i
przygnębienie. Szara koszulka, której rękawy podciągnął do łokci, była mokra od
kropel spadających z włosów. Wyciągnął dłoń przed siebie a ja rozszerzyłam
oczy.
W dłoni czułam wyraźne mrowienie. Całe moje ciało pchało się w jego ramiona,
każda komórka pragnęła go całą sobą. Nie mogłam się ruszyć, zaskoczona tą nagłą
falą uczuć. To niemożliwe. Ty nie masz
uczuć. Otworzyłam usta, chcąc cokolwiek powiedzieć. I wtedy moje oczy
spotkały się z jego wzrokiem. Gorąca czekolada wpatrywała się we mnie z
upragnieniem a ja nie byłam w stanie nawet mrugnąć. Czułam się jak w transie,
kiedy przysunął się bliżej i delikatnie musnął palcami moją dłoń. Gwałtownie
wciągnęłam powietrze do płuc i momentalnie cofnęłam o krok. Moje plecy zderzyły
się z metalową barierką, co spowodowało głuche echo rozbrzmiewające wśród ulicy,
której mieszkańcy już dawno pogrążyli się w błogim śnie. Opuściłam wzrok
przyglądając się moim dłoniom. Cisza panująca między naszą dwójką była
przerażająca. Napięcie i przyciąganie było wręcz namacalne. Mrowienie
przechodziło przez całe moje ciało, kiedy był tak blisko. Za blisko!
- Ally, ja… - zaczął a ja rozglądnęłam się na boki, byle tylko nie spojrzeć mu
w oczy. Kiedy mój wzrok spoczął na najbliższym skrzyżowaniu, zauważyłam
niewielki ruch wśród umieszczonych w pobliżu śmietników.
- Ciii – szepnęłam przykładając dłoń do ust Justina. Jego brązowe oczy wgapiały
się we mnie ze zdziwieniem, kiedy pociągnęłam go w dół i przykucnęłam
przyglądając się jednak nie pustej ulicy. Powoli spomiędzy dwóch dużych
kontenerów wyłoniło się dwóch rosłych mężczyzn. Powoli zbliżali się w stronę
schodów, na których właśnie siedzieliśmy.
- O co chodzi? – zapytał szeptem Bieber. Uciszyłam go ruchem ręki i zmrużyłam
oczy chcąc dostrzec choć rysy twarzy przybyszy. Delikatnie wychyliłam się do
przodu a stojąca przede mną donica niebezpiecznie zachwiała się na krawędzi
schodów. W ostatnim momencie złapałam ją, ratując nas przed zdemaskowaniem. I
właśnie wtedy stary Ford przejechał drogą, światłami oświetlając twarze
nieznajomych. Drew i Nick!
- Musimy uciekać – szepnęłam gwałtownie wstając. Justin podniósł się nogą
zahaczając o balustradę. Szarpnął stopą, chcąc się uwolnić i potrącił wcześniej
uratowaną przeze mnie donicę. Zacisnęłam mocno powieki czekając na huk
rozbijanego szkła. 1…2…3… Gwałtownie
otworzyłam oczy, kiedy głośne echo rozniosło się wokół nas z ogromną
częstotliwością. Spuściłam wzrok w dół i moje oczy spoczęły na dwójce
przybyszy. Przyglądali nam się z szyderczymi uśmiechami goszczącymi na ich
obleśnych twarzach. Wzdrygnęłam się mimowolnie. Dlaczego zawsze mam do czynienia z takimi oblechami?
- Uciekamy – wepchnęłam Justina do środka i zatrzasnęłam okno.
- Kto to jest? – zapytał zdezorientowany chłopak.
- Nie mamy czasu. Bierz Jazzy, inaczej nas złapią.
- I co?
- I zginiemy – warknęłam i przebiegłam przez korytarz wprost do pokoju Jaxona.
Siedział przed biurkiem zawzięcie wystukując coś na klawiaturze swojego
komputera. Słysząc trzask drzwiami lekko się wzdrygnął, jednak nawet nie
przekręcił głowy w moją stronę.
- Wychodź, musimy uciekać – powiedziałam starając się utrzymać spokojny ton. Oni tu zaraz będą!
- Ale o co chodzi? – odwrócił się w moją stronę na krześle obrotowym i wstał.
- Czy wy zawsze musicie wszystko wiedzieć? – syknęłam i łapiąc go za rękę
wyszłam z pokoju. Szybkim krokiem przemierzyłam odległość dzielącą mnie od
drzwi wejściowych.
- Justin! – krzyknęłam czując, że są blisko. Oby tylko nie weszli głównym wejściem.
- Jestem – powiedział trzymając na rękach przestraszoną dziewczynkę. W jego
oczach błyszczało przerażenie i dezorientacja. A to był dopiero początek.
Podbiegłam do komody stojącej w przedpokoju i otworzyłam 3 szufladę od góry.
Przekopałam stertę ubrań, które tam znalazłam, aż wreszcie zauważyłam delikatny
błysk wypolerowanego metalu. Wyciągnęłam przedmiot ze środka i wsunęłam za
pasek spodni tak, by inni nie zauważyli. Na
wszelki wypadek.
- Można stąd wyjść jakoś inaczej? – zapytałam wychodząc z mieszkania.
- To znaczy? – zapytał Justin nie bardzo rozumiejąc, o co mi chodzi.
- Piętro wyżej jest wyjście na dach – wydusił Jaxon, wcinając się do rozmowy.
- Chodźcie – kiwnęłam głową i zaczęłam wybiegać po schodach co chwilę zerkając,
czy reszta nie oddaliła się zbytnio. Stanęłam na ostatnim piętrze kamienicy i
rozglądnęłam się w poszukiwaniu rzekomego wyjścia.
- Gdzie ono jest? – warknęłam odwracając się w stronę Jaxona. – Nie mamy czasu!
- Tutaj – pokazał dłonią na schowaną za
górą starych rzeczy drabinę, która prowadziła do klapy zamieszczonej w suficie.
Do moich uszu doszedł odgłos rozbijanego okna. Weszli do mieszkania!
- Szybciej! – powiedziałam otwierając klapę. – Jaxon, ty pierwszy.
Chłopak najszybciej jak potrafi wybiegł na góre i wyciągnął ręce w celu
odebrania od Justina Jazzy. Kiedy cała trójka znalazła się już na dachu
podążyłam ich śladem i zatrzasnęłam klapę. Mój wzrok zaczął skanować zawartość
otaczającego mnie miejsca w poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym choć na chwilę
zablokować wyjście. Wreszcie zauważyłam poukładaną stertę cegieł w całkiem
dobrym stanie.
- Justin, pomóż mi! – zwróciłam się do bruneta, który próbował dodać otuchy
przerażonej siostrzyczce.
- Jaxon, weź Jazzy i uciekajcie – polecił im brązowooki, mówiąc szybko i z
lekko drżącym głosem. Bał się. Bał się jak cholera. Ale nie o siebie. O swoje
rodzeństwo.
- A co z wami? – zapytał Jaxon patrząc to na mnie, to na brata.
- Wszystko będzie dobrze – zapewniłam go i skinęłam głową. Zatrzymał na mnie
swój wzrok na kilka sekund dłużej, niż miał to w zwyczaju. Jego oczy błyszczały
zdziwieniem, roztargnieniem, ale przede wszystkim strachem. Na moment stały się
zamglone a potem zauważyłam jeszcze jedno uczucie, które zrodziło się w nim po
podjęciu w duchu jakiejś bardzo ważnej decyzji. Odpowiedzialność. Szybkim
ruchem złapał siostrę w kolanach i mocno przyciskając ją do klatki piersiowej,
zaczął biec przeskakując z jednego dachu na drugi.
- Musimy zasłonić wejście tymi cegłami – powiedziałam i złapałam kilka bryłek,
by potem ułożyć je na klapie. Czynność powtórzyłam trzykrotnie, z ogromną
pomocą Justina. Kilka sekund później mknęliśmy wśród mroku i zimna nocy, próbując
dogonić rodzeństwo Biebera. Powietrze, które uderzało mnie z wielką siłą
podczas biegu, świszczało mi w uszach i kłuło w oczy. Musiałam zmrużyć powieki,
by zauważyć w rogu ostatniego budynku przy tej ulicy metalowe schody pożarowe,
dokładnie takie, jak przy kamienicy Jusa. Szybkim ruchem wysunęłam telefon z
tylnej kieszeni spodni i wykręciłam numer Ethana. Kiedy w słuchawce odezwał się
długi i spokojny odgłos wybierania połączenia, usłyszałam ogromny huk, a potem
groźby i wyzwiska wyrzucane w naszą stronę. Przechyliłam głowę w lewo, by
zauważyć, że Drew i Nick właśnie weszli na dach. Ciarki przeszły przez całe
moje ciało, kiedy w telefonie rozbrzmiał głos przyjaciela.
- Co się dzieje? – chrypka, słyszana przeze mnie potwierdziła przekonanie, że
go obudziłam.
- Musisz tu przyjechać. Mają nas – wysyczałam i rozłączyłam się, zanim zdążył
zadać jakiekolwiek pytanie.
- Jaxon, tutaj! – krzyknęłam pokazując chłopakowi schody, które wcześniej
zauważyłam. Kiedy do nich dobiegliśmy, rozległy się strzały a ich echo
rozniosło się wokół nas. Odwróciłam się na pięcie a zza paska wyciągnęłam broń.
- Skąd ty…? – zaczął Justin wskazując na przedmiot w mojej dłoni.
- Na dół, już! – warknęłam i popchnęłam go w stronę zejścia. Bieber bez słowa ruszył śladem swojego
rodzeństwa, które było już w połowie drogi na dół. Westchnęłam głośno i
naciągnęłam broń. Jeden ostrzegawczy
strzał wystarczy. Nacisnęłam spust i kolejny przeraźliwie głośny dźwięk
odbił się od murów wzniesionych tutaj budynków.
- Wracaj tutaj, Beardley! – krzyknął Nick, kiedy zbiegałam po schodach, chcąc
jak najszybciej stamtąd uciec. Mój przyspieszony oddech tworzył przede mną
niewielką warstwę pary wodnej, która uderzała w moją twarz i skrapiała się na
policzkach. Niech to już się skończy!
- Jesteś – westchnął Justin kiedy znalazłam się na dole.
- Dalej nie jesteśmy bezpieczni. Biegnijcie, postaram się ich zatrzymać. Ethan
już tam czeka – wyciągnęłam dłoń przed siebie, pokazując na czarne BMW stojące
przy skrzyżowaniu. Justin spojrzał na mnie nieufnie, jakby bał się o to, czy na
pewno dam sobie radę. Spojrzałam na niego zdumiona chcąc dać mu do zrozumienia,
że nic mi nie będzie. W kącikach jego ust zamajaczył delikatny uśmiech, a potem
mrugając do mnie odwrócił się na pięcie i ściskając dłoń Jaxona ruszył w stronę
auta. Przyglądałam się, jak podbiegają do wybranego celu i otwierają drzwi do
środka. Najpierw weszła Jazzy, potem Jaxon a Jus zatrzymał się na chwilę i
posłał mi pełne zaufania spojrzenie. Po chwili jego ciepły wzrok zmienił się.
Uniosłam brwi do góry, kiedy podniósł palec i pokazał na coś, co znajdowało się
za mną. Niestety, nie było dane mi tam spojrzeć.
Kilka sekund później leżałam nieprzytomna we wnętrzu
nieznanego mi samochodu.
~*~
HEEEJ! Witam was bo meeega długiej przerwie! Chciałabym was bardzo przeprosić za to, że tyle czasu nie było żadnego rozdziału. Jeżeli kiedykolwiek pisaliście opowiadanie na pewno wiecie co to blokada twórcza. Przez 3 miesiące nie miałam żadnego pomysłu na ten rozdział. Sooo... co myślicie? Zaczyna się robić ciekawie. :)
Btw. Przeglądałam sobie ostatnio tweety z hashtagami #TypowyFanfiction . Według mnie ten fanfiction nie należy do 'typowych' . Zgadzacie się?
Kolejny rozdział postaram się dodać w przyszłym tygodniu. ;)
Bardzo was proszę o komentarze. To motywuje!
Do następnego,
FleeingDolphin
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Nawet nie wiesz jak sie ucieszylam widzac nowy rozdzial :) I zdecydowanie twoje opowiadanie nie jest jak ten typowy ff. Teraz bedzie niezla akcja i juz nie moge doczekac sie kolejnych rozdzialow. Duzo weny zycze :)
OdpowiedzUsuńjewwiodmnsmp zajebiste jest to opowiadanie! życzę weny! do następnego ;*
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny *o* Już się nie mogę doczekać następnego. Cieszę się,że po tak długiej przerwie wróciłaś do pisania. Mam nadzieję,że zmotywowałam cię trochę wiadomościami na tt ;] Całe opowiadanie jest po prostu asdfghjkl i nie przypomina typowego ff <3
OdpowiedzUsuńCZekałam i czekać będę.. od początku w ciebie wierzyłam.. i nie opuściłam..
OdpowiedzUsuń@yepibelieve
Kiedy bedzie rozdział?? mam nadzieje, ze skonczysz to pisac do konca. A jeśli poprostu masz blokade napisz informacje o tym. Poprostu chciałabym nadal to czytac. Jest genialne!
OdpowiedzUsuńto jest świetne :)
OdpowiedzUsuńkiedy nn?
superrrr <333 kiedy nastepny ???
OdpowiedzUsuńprosze, dodaj następny...
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga !!! Na pewno nie jest typowy :) Błagam dodaj następny rozdział. Nie mogę się doczekać co będzie dalej !!!
OdpowiedzUsuńWeny życzę ;)